sobota, 31 grudnia 2011

Średniośmieszne podsumowanie roku 2011

     31 grudnia,o północy zakończył się rok 2011, rok w naszym kraju wyborczy- tak szczęśliwy dla Platformy Obywatelskiej, Janusza Palikota, Bartosza Arłukowicza, tak żałosny dla PiS-u , Grzegorza Schetyny, Grzegorza Napieralskiego. Rok, w którym było nam dane pełnić prezydencję w Unii Europejskiej, co prawda nic sensownego w czasie jej trwania nie udało się uzyskać, bo hasła partnerstwa wschodniego zastąpiono poddaniem się woli i kurateli Niemiec (wystąpienie ministra Sikorskiego w Berlinie), co bardzo spodobało się zachodnim sąsiadom, choć ich samych nieco zmieszało. Zauważmy, że po wystąpieniu ministra nikt z obecnych władz Berlina nie ośmielił się słów Sikorskiego komentować, pewnie byli tak samo zaskoczeni, jak, niektórzy przynajmniej, Polacy. Nadgorliwość Sikorskiego, jak i cały rząd, przypomina mi politykę Gierka, który poddał całą gospodarkę i politykę państwa Moskwie, a żeby było mało w konstytucji chciał zmieścić notę o przyjaźni Polsko-Radzieckiej, czym wprawił w osłupienie samego towarzysza Breżniewa. Polityka Gierka zasłynęła również z olbrzymiego zadłużenia kraju, tylko po to, by zamydlić społeczeństwu oczy tym, jak jest dobrze, chociaż jest tak źle. Czy podobnie nie wygląda polityka Tuska? Oficjalnie zadłużenie Polski to 55% PKB- granica wyznaczona przez konstytucję. Według specjalistów zadłużenie to sięga ok. 60% PKB, oficjalne dane podane przez ministra finansów są zaniżone. Moim zdaniem Tusk dawno zobaczył, że zadłużeniowa bańka coraz bardziej nabiera powietrza,dlatego pod hasłami kryzysu funduje podwyżki wszystkich możliwych podatków, kładąc łapę na pieniądze odłożone na emerytury, oraz rezerwy walutowe, które drastycznie i niebezpiecznie topnieją. Oczywiście nie jesteśmy tak zadłużeni jak Grecja, Włochy, Hiszpania czy Portugalia, ale tonącemu w długach Tuskowi nawet brzytwa się już kończy.
     Koniec roku przynosi również pewne nowości w rozwiązaniu zagadki katastrofy w Smoleńsku. Tzw. "taśmy Klicha" są dowodem na to, jak władza panicznie bała się oskarżenia Rosjan o zaniedbania. Polscy naukowcy z amerykańskich uczelni dowodzą, że katastrofa prezydenckiego samolotu nie była spowodowana zaczepieniem skrzydła o sosnę (drzewa były natychmiast wycięte, by nie można było drążyć więcej tego wątku), ale załamaniem się skrzydła 26 m nad ziemią, a więc 10 m wyżej niż przyjęły to obie komisje. Co więcej ze stenogramu wynika, że kapitan Protasiuk na 9 min przed planowanym lądowaniem mówi, że jeśli nie będzie można wylądować to odejdzie w automacie. Tak się dzieje, samolot wznosi się do góry, na 26 metr i w tym momencie następuje awaria skrzydła, co więcej, na wysokości 10 m padają wszystkie generatory i brak jest jakiegokolwiek zasilania. Ponieważ nie znam się na elektronice samolotowej zostawiam dalsze badania i wnioski ekspertom, ale trzeba przyznać, że w samolocie, który ma 2 zapasowe generatory, oba, w tej samej chwili, padają jest wyjątkowo dziwne. Zapewne mając dostęp do wraku samolotu dużo łatwiej można by było podejmować jakiekolwiek badania, niż mając do dyspozycji filmiki z youtuba i telewizji (bo tak też pracują niektórzy specjaliści, opierając się na szczątkach dostrzeżonych w filmikach kręconych telefonami z miejsca tragedii), jednak wrak ciągle nie jest do naszej dyspozycji i pewnie dopóki go całkiem rdza nie zeżre, już nie będzie. Choć i dzisiaj na niewiele już by się zdał.
     W 2011 roku, jak i w roku 2010 prezydent RP podkreślił, że "państwo zdało egzamin". Zrobił to po niebezpiecznym, acz udanym lądowaniu samolotu pasażerskiego pilotowanego przez kapitana Wronę. Zbitka "zdać egzamin" musi się bardzo podobać prezydentowi, ponieważ zarówno katastrofę smoleńską, gdzie zginęły 96 osoby, jak i udane lądowanie samolotu, gdzie nikomu nic się nie stało określił jako "zdany egzamin". Czy tylko ja czegoś nie rozumiem?
      Będąc jeszcze przy prezydencie, należy odnotować jego niedawną wizytę w Chinach. Nasz Komorowski, zachwycał się pięknem kraju wschodu doszukując się analogii między obiema kulturami, a ponieważ o demokracji i prawach człowieka zakazano mu mówić (to teksty dla USA), znalazł łączącego oba kraje... smoka. Tak, tego wawelskiego, na szczęście o Szewczyku Dratewce nie wspomniał, bo byśmy mieli wojnę.
     Miniony rok był również trudny dla naszej opozycji. Kaczyński przegrał wszystko po raz 6 z rzędu, co jest mało spotykane w świecie, bo przy tak słabej władzy nie przejąć wyborców koalicji to dopiero sztuka. Dodatkowo prezes wyrzucił z partii wszystkich ambitnych, młodych polityków, którzy mogli zmienić obraz partii, a pozostawił największych lizusów, biernych i poddanych jego woli. Jarosław Kaczyński to wieczny opozycjonista, utwierdzający swój 30% elektorat, nie podejmujący próby faktycznego jego zwiększenia. Czy w tym roku zrozumie, że jeśli chce realnie walczyć o władzę to musi wyjść na przeciw czemuś nowemu? Czy znajdzie się wreszcie ktoś na prawej stronie sceny politycznej, kto pogoni zabunkrowanego Kaczyńskiego i stanie się realną przeciwwagą lewicującego środka parlamentu? Życzę tego w nowym roku Pawłowi Kowalowi, Zbigniewowi Ziobrze, Januszowi Korwin-Mikkemu, Markowi Jurkowi, każdemu politykowi prawicowemu, który tylko byłby w stanie wyrwać Kaczyńskiego z sejmu i stworzyć prawdziwą prawicę.
      Wszystkim czytelnikom tego bloga, który jest pisany raz bardziej sensownie, raz mniej, którym chce się czasem tu zajrzeć mimo 2 miesięcy przerwy w pisaniu, którym nasz kraj nie jest obojętny, którzy potrafią zrozumieć, że nie żyjemy tylko "tu i teraz" ale to, co tworzymy, to, kogo wybieramy, to, jak oceniamy, czego nietolerujemy, co popieramy ma znaczenie dla naszej przyszłości. Życzę wszystkim i sobie, byśmy nie dali się zmanipulować, byśmy rozumieli, że o nasze interesy musimy walczyć jak Polacy, nie jako Europejczycy. Bo Niemcy nas nie wyrwą z kryzysu, bo Rosjanie nie wyjaśnią za nas Smoleńska, bo Chiny nie wybudują nam taniej autostrady itd. Życzę wszystkim, by ten 2012 rok był rokiem dobrym dla nas wszystkich, rokiem dobrym dla Polski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz